16 kwietnia miałem zaszczyt powitać w moich skromnych stronach kilku bardzo dobrze znanych mi kolegów, mianowicie: Michała, Michała, Maćka i kolejnego Michała.
Chłopaki trafili w idealną pogodę. Przez cały ich pobyt było baaardzo słonecznie i całkiem ciepło (z jednym wyjątkiem). Dzięki temu, że przyjechali samochodem mieliśmy możliwość troszkę zwiedzić ten wielki i płaski kraj.
Środa (dzień przyjazdu), był dniem typowo rekreacyjnym. Obiadek, chwila odpoczynku wieczorkiem relaks przy drinkach itp itd. A no i oczywiście kilka meczyków w PESa w międzyczasie ;). Normalne funkcjonowanie zaczęło się w czwartkowy dzień. Pobudka, śniadanie, znowu kilka meczyków, chwila pomyślunku co robimy? i... jazda do Silkeborga, miasta położonego 40-50 km na wschód od Herning. Wybrałem to miejsce tylko ze względu na wielkie jezioro położone nad którym leży miasto (podziękowania dla Google Earth). Tego dnia prowadziłem samochód pierwszy raz od 3 miesięcy... nie powiem żebym czuł się pewnie :).
Potem nie było już tak fajnie... zaczął padać wiać, ogólnie kicha. Silkeborg okazał się delikatnym niewypałem ;o Oprócz jednej spacerowej ulicy nie było tam nic ciekawego (no może jeszcze to jezioro, ale ciekawym to go nazwać nie można). 2 godzinki wystarczyły aby zobaczyć wszystko co najciekawsze...
Znudzeni Silkeborgiem powróciliśmy do Herning i rozpoczęliśmy przygotowania do wieczornej "Patricia's Goodbye Party". Ogólnie chodziło o to, że jedna z sąsiadek wyjeżdżała już na stałe do domu i chciała wszystkim powiedzieć Goodbye! Wszystko rozpoczęło się u niej w mieszkaniu a poem dziwnym trafem przeniosło się do mojej chałupy
Całe zamieszanie skończyło się dość późno... właściwie to podobno robiło się już jasno jak szliśmy spać. Kolejny dzień (piątek) był dniem odwiedzin Legolandu. "Rano" (w sensie koło 12-13) mieliśmy małe problemy z organizacją.. wolne ruchy, powolne myślenie itp. Po ciężkich bojach ubraliśmy się, zebraliśmy i wyjechaliśmy...
Co tu dużo pisać na temat Legolandu... wszystkie atrakcje które można podziwiać na miejscu wykonane są łącznie z 44 mln klocków. Niesamowite jest to, że wszystkie te ludziki u budowle faktycznie wykonane są z takich samych klocków jakie się kupuje w sklepie :) Fakt faktem, że my jesteśmy już trochę za starzy żeby mieć radochę ze wszystkiego co tam się znajduje (w niektórych wagonikach musieliśmy siadać pojedynczo :>,) jednak polecam to miejsce każdemu kto jeszcze tu nie był. Naprawdę warto! Aha dwie uwagi: po pierwsze musi być ładna pogoda... bez pogody lepiej zostać w domu. Po drugie: nie przyjeżdżajcie na majówkę i w tego typu wolne dni. Po bilet jest około godzinki stania i jakieś 30 minut stania żeby się przejechać kolejką.
Legoland podzielony jest na dwie dwie części: jedną typowo wystawową gdzie znajdują się różne tematyczne makiety takie jak: flagowa ulica Kopenhagi położona nad kanałem, lotnisko w Billundzie czy Beverly Hills ;). Druga część jest stricte rozyrwkowa, kolejki, pociągi, karuzele itd.
Hans Christian Andersen żyje!
W ostatni dzień wizytacji (Sobotę), zrobiliśmy ruch do Aarhus - drugiego największego miasta w Danii (w którym mieszka 220 000 ludzi). Aarhus jest znane między innymi z wielkiego Uniwersytetu (moja uczelnia jest jego filią). Prawdę mówiąc to Aarhus nie zrobiło na nas zbyt dużego wrażenia... takie po prostu trochę ładniejsze, kolorowe miasto z kanałem rozdzielającym je na dwie części.
Po powrocie z Aarhus rozpoczęły się powolne przygotowania do wyjazdu... właściwie to najpierw do pakowania ;). Wieczorowa porą wraz z dwoma Michałami i kilkoma innymi osobami z akademika ruszyliśmy na podbój miasta... cel wycieczki: klubo-pub a ciekawie brzmiącej nazwie Van Kok.
Najciekawszym punktem wieczoru był powrót do domu... mieliśmy o 3 rowery mniej niż było osób i niektórzy jechali na bagażnikach ;o (Szulc jak twoja noga? :P) Po ciężkich bojach i kilku wywrotkach dojechaliśmy do domu koło 5 rano. Chłopaki wstali godzinę później żeby szykować się do wyjazdu i ... pojechali!
To by było na tyle. Dzięki chłopaki jeszcze raz za wizytacją i do zobaczenia niebawem! ;)