sobota, 10 maja 2008

Wizytacja bardziej nieoficjalna

Kolejny miesiąc opóźnienia , ale co poradzić... za duże rzeczy się dzieje żeby coś tu pisać ;)

16 kwietnia miałem zaszczyt powitać w moich skromnych stronach kilku bardzo dobrze znanych mi kolegów, mianowicie: Michała, Michała, Maćka i kolejnego Michała.

Chłopaki trafili w idealną pogodę. Przez cały ich pobyt było baaardzo słonecznie i całkiem ciepło (z jednym wyjątkiem). Dzięki temu, że przyjechali samochodem mieliśmy możliwość troszkę zwiedzić ten wielki i płaski kraj.
Środa (dzień przyjazdu), był dniem typowo rekreacyjnym. Obiadek, chwila odpoczynku wieczorkiem relaks przy drinkach itp itd. A no i oczywiście kilka meczyków w PESa w międzyczasie ;). Normalne funkcjonowanie zaczęło się w czwartkowy dzień. Pobudka, śniadanie, znowu kilka meczyków, chwila pomyślunku co robimy? i... jazda do Silkeborga, miasta położonego 40-50 km na wschód od Herning. Wybrałem to miejsce tylko ze względu na wielkie jezioro położone nad którym leży miasto (podziękowania dla Google Earth). Tego dnia prowadziłem samochód pierwszy raz od 3 miesięcy... nie powiem żebym czuł się pewnie :).


Wieczorny chilloucik. Drobne przekąski, pare drynków no i meczyk w PESa na moim wielkim ekranie. Chłopaki przywieźli ze sobą bardzo fajny prowiant więc nie mogło być nudno! :)






Czwartek. Witamy w Silkeborgu.











Po dłuugich poszukiwaniach jakiegoś pubiku w końcu znaleźliśmy.. chyba najbardziej urodziwą meline w Silkeborgu :D Bądź co bądź było bardzo miło ;)


















Potem nie było już tak fajnie... zaczął padać wiać, ogólnie kicha. Silkeborg okazał się delikatnym niewypałem ;o Oprócz jednej spacerowej ulicy nie było tam nic ciekawego (no może jeszcze to jezioro, ale ciekawym to go nazwać nie można). 2 godzinki wystarczyły aby zobaczyć wszystko co najciekawsze...
Znudzeni Silkeborgiem powróciliśmy do Herning i rozpoczęliśmy przygotowania do wieczornej "Patricia's Goodbye Party". Ogólnie chodziło o to, że jedna z sąsiadek wyjeżdżała już na stałe do domu i chciała wszystkim powiedzieć Goodbye! Wszystko rozpoczęło się u niej w mieszkaniu a poem dziwnym trafem przeniosło się do mojej chałupy

Tutaj chyba przygotowania do imprezy (już nie pamiętam dokładnie). W każdym układzie podoba mi się to zdjęcie ze względu na te rozmycia głów... Maciek jako jedyny prezentował się wyraźnie :)





Nie wiem czemu nikt nie ma zdjęć z "głównej części imprezy"... tutaj już sytuacja rozgrywa się w moim mieszkaniu. Osoba w hełmie wikinga to jest właśnie Patricia - mózg całego wieczoru ;)






W między czasie, wyszliśmy trochę zaczerpnąć świeżego powietrza . Nocne zwiedzanie Elii (tego czarnego czegoś z czterema słupami).







Całe zamieszanie skończyło się dość późno... właściwie to podobno robiło się już jasno jak szliśmy spać. Kolejny dzień (piątek) był dniem odwiedzin Legolandu. "Rano" (w sensie koło 12-13) mieliśmy małe problemy z organizacją.. wolne ruchy, powolne myślenie itp. Po ciężkich bojach ubraliśmy się, zebraliśmy i wyjechaliśmy...

Co tu dużo pisać na temat Legolandu... wszystkie atrakcje które można podziwiać na miejscu wykonane są łącznie z 44 mln klocków. Niesamowite jest to, że wszystkie te ludziki u budowle faktycznie wykonane są z takich samych klocków jakie się kupuje w sklepie :) Fakt faktem, że my jesteśmy już trochę za starzy żeby mieć radochę ze wszystkiego co tam się znajduje (w niektórych wagonikach musieliśmy siadać pojedynczo :>,) jednak polecam to miejsce każdemu kto jeszcze tu nie był. Naprawdę warto! Aha dwie uwagi: po pierwsze musi być ładna pogoda... bez pogody lepiej zostać w domu. Po drugie: nie przyjeżdżajcie na majówkę i w tego typu wolne dni. Po bilet jest około godzinki stania i jakieś 30 minut stania żeby się przejechać kolejką.
Legoland podzielony jest na dwie dwie części: jedną typowo wystawową gdzie znajdują się różne tematyczne makiety takie jak: flagowa ulica Kopenhagi położona nad kanałem, lotnisko w Billundzie czy Beverly Hills ;). Druga część jest stricte rozyrwkowa, kolejki, pociągi, karuzele itd.

Dzięki bogu, że był Michał K. - jedyna osoba nadająca się do prowadzenia samochodu! :>







Witamy w klockowej krainie.


















Hans Christian Andersen żyje!







Kopenhaga





























Prawie jak w mieście.


















Prawie jak w USA.




















90210












































Power Builder. Zdecydowanie najśmieszniejsza zabawka :)







































W ostatni dzień wizytacji (Sobotę), zrobiliśmy ruch do Aarhus - drugiego największego miasta w Danii (w którym mieszka 220 000 ludzi). Aarhus jest znane między innymi z wielkiego Uniwersytetu (moja uczelnia jest jego filią). Prawdę mówiąc to Aarhus nie zrobiło na nas zbyt dużego wrażenia... takie po prostu trochę ładniejsze, kolorowe miasto z kanałem rozdzielającym je na dwie części.

Zwariowana nawigacja która prowadziła nas niesamowicie malowniczymi drogami :)

















Lost











Stacja główna, seeeeeetki rowerów.











Kanał biegnący przez miasto.


















Po powrocie z Aarhus rozpoczęły się powolne przygotowania do wyjazdu... właściwie to najpierw do pakowania ;). Wieczorowa porą wraz z dwoma Michałami i kilkoma innymi osobami z akademika ruszyliśmy na podbój miasta... cel wycieczki: klubo-pub a ciekawie brzmiącej nazwie Van Kok.



























Się narobiło.








Najciekawszym punktem wieczoru był powrót do domu... mieliśmy o 3 rowery mniej niż było osób i niektórzy jechali na bagażnikach ;o (Szulc jak twoja noga? :P) Po ciężkich bojach i kilku wywrotkach dojechaliśmy do domu koło 5 rano. Chłopaki wstali godzinę później żeby szykować się do wyjazdu i ... pojechali!

To by było na tyle. Dzięki chłopaki jeszcze raz za wizytacją i do zobaczenia niebawem! ;)

Brak komentarzy: